Maroko zawsze kojarzyło mi się z upałami, piekącym słońcem i piaskiem wbijającym się w skórę. Oraz z ubranymi od stóp do głów kobietami. Dlatego gdy planowałam wyjazd do Maroko najpierw przebiegłam cały internet w poszukiwaniu porad ubraniowych. Potem przeszukałam masę sklepów internetowych i kupiłam masę ciuchów. Czy udało mi się dobrze ubrać? To zależy. Zobaczcie poniżej.
Spis treści
Kultura w Maroko
Maroko, to kraj muzułmański nie ma co się oszukiwać. Dominujący strój wśród kobiet to okrycie od stóp do głów. Mężczyźni także ubierają się w taki sposób, że odzież zakrywa im każdy kawałek ciała. Większość z nich nie nosi nawet sandałów. Będąc w Maroko spotkałam osoby chodzące w pikowanych kurtkach zapiętych aż po samą szyję. Dzieci do szkoły ubierają się podobnie jak rodzicie, czyli chodzą w długich spodniach i bluzkach.
Warunki pogodowe
W Maroko jest gorąco. Kraj ten znajduje się w 2 strefach klimatycznych. Na wybrzeżu występuje klimat podzwrotnikowy wilgotny, który zmienia się wraz z przemieszczaniem się w głąb kraju. Najpierw w górski, a następnie pustynny. Lato w Maroko jest gorące i suche. Temperatura w dzień wynosi w przedziale 35-44 stopnie. W październiku temperatura w przekraczała 30 stopni w większości miejscowości w których byłam. Im w głębiej w kraj tym noce były cieplejsze. W jednym miejscu musiałam ubrać się w kurtkę po zmroku, w drugim biegałam w krótkim rękawie.
Co wyczytałam w internecie
Przed wyjazdem do Maroko naczytałam się wielu artykułów na blogach. Tych polskich, ale także zagranicznych. Każdy z autorów radził by dostosować się do kultury muzułmańskiej jeśli chodzi o odzież.
By stylizacje nie były zbyt obcisłe, skąpe, kuse.
By koniecznie zakryte były ramiona i kolana.
By zamiast topów nosić tuniki zakrywające pupę.
By mieć zakryte stopy.
Tak więc przez 3 miesiące szukałam odpowiednich ubrań. By były luźne, uniwersalne i z naturalnych materiałów.
Nie chciałam zrobić sobie sauny w poliestrowych ciuchach.
A że na co dzień noszę raczej obcisłe ubrania, to wyprawkę musiałam sobie przygotować porządną!
Bawełna, len wiskoza. Jak trudno było je zdobyć w luźnym fasonie i niskiej cenie.
I co się okazało na miejscu?
Oczywiście wszystko co wyczytałam było o kant pupy obić. Turyści na ulicach większych miast chodzili ubrani w szortach, bluzkach na ramiączkach, obcisłej odzieży…
Jednak nie żałowałam tego, że nie mam ze sobą krótkich spodenek. Bo:
- luźna i przewiewna odzież z naturalnego materiału sprawiała, że gdy spociłam się jak dzika świnia, to wiatr wiał i schłam od razu.
- jedyne co sobie spaliłam to kark – resztę skóry chroniły moje ubrania.
- ukryte pod materiałem ciało przebywając w kompletnym słońcu nie nagrzewa się tak mocno jakby było nagie – skutkiem było to, że gdy byłam grubiej ubrana, było mi chłodniej.
Podsumowując w sumie dobrze się stało, że wzięłam ze sobą dłuższe rzeczy. Dodatkowo Marokańczycy aż tak bardzo nie gapili się na mnie. Choć i tak miałam swoje 5 minut jako Beach Lady.
Chcecie się dowiedzieć jak to się stało?
Efekty złego ubioru – Jak stałam się Beach Lady
W Maroko ciekawe było to, że nikt nie leżał w stroju kąpielowym na plaży. Jedynie przy nadmorskich barach najbliższa plaża była ogrodzona wiklinowym/bambusowym ogrodzeniem, by w środku turyści mogli pić alkohol i opalać się do woli.
Na spocie surfingowym także nikt się nie opalał. Wszyscy przychodzili już ubrani w pianki. Europie człowiek ubiera się dopiero na plaży. Tutaj było inaczej. Na początku mnie to dziwiło, jednak potem dowiedziałam się już dlaczego.
Otóż jednego pięknego dnia, podczas surfa byłam już tak zmęczona, że nie byłam w stanie dalej machać rękami. Mąż Kuba został w wodzie, a ja poszłam usiąść na plaży przy naszych rzeczach.
Słońce świeciło niemiłosiernie. Wiatru nie było. Upał, pot i sauna zaczęła mi się robić w piance.
Pomyślałam sobie: Co się może stać jeśli tylko opuszczę górę pianki i wyciągnę ręce. Bez namysłu to zrobiłam i od razu poczułam ulgę. Już się nie roztapiałam na słońcu.
Minęła dosłownie chwila i akurat brzegiem wody idzie sobie grupka mężczyzn. Wieku nie rozpoznałam. Zaczęli gwizdać, ciamkać i wołać: Beach Lady, Beach Lady. Łypią oczami jakbym co najmniej stała nago i tańczyła jakieś tańce plemienne. A tylko siedziałam w górze od bikini a reszta mojego ciała była w piance.
Beach Lady, Beach Lady i tak dalej.
Trwało to chyba z 20 minut. Szli, odwracali się co chwilę i łypali okiem. Jakbym była jaką gwiazdą Playboya.
Jak się ubrać na wyjazd do Maroko – wskazówki
Tak jak już Wam pisałam – przeczytałam wiele artykułów w których autorzy przekonywali, by będąc w Maroko, ubierać się podobnie jak mieszkańcy. Czyli okrywać kolana, ramiona. Nie chodzić w obcisłych ubraniach. Jednak w Maroko nie ma narzuconego z góry przez Państwo ubioru dla turystów. W rzeczywistości masa z nich w dużych miejscowościach turystycznych chodzi ubrana w szorty i bluzki na ramiączkach.
W mniejszych miejscowościach lub na obrzeżach kraju skąpy strój może wywoływać dziwne spojrzenia. Tym bardziej jeśli podróżują samotne i młode kobiety. Przynajmniej tak mi się wydaje. Ja byłam okryta od stóp do głów a i tak gapili się na mnie niemiłosiernie.
Długie ubrania
Czy polecam Wam zabrać ze sobą długą odzież do Maroko? Tak, ale głównie dlatego, że w niej będzie Wam dużo chłodniej niż w szortach i topie. Ciało nie będzie nagrzewało się na słońcu i będzie ciągle w cieniu. Po prostu.
Po 2 tygodniowych wakacjach po Maroko już wiem, czy to co ze sobą zabrałam faktycznie sprawdziło się w afrykańskich warunkach.
Z 3 materiałów, które ze sobą zabrałam najlepiej sprawdził się len i wiskoza. Bawełna, nawet ta najcieńsza, była zbyt mało przewiewna i gdy się spociłam, to schła najwolniej.
Luźne i przewiewna odzież
Luźne i przewiewne ubrania pomagały w znoszeniu tego upału. Nic się nie przyklejało do ciała. Gdy wiał wiatr, to czułam go na każdym centymetrze skóry.
Buty. Nawet nie wiecie ile razy obtarły lub odparzyły mnie sandały w moim życiu. W tym roku postanowiłam przetestować legendarne Birkenstocki. Wiecie co, to są najlepsze sandały na świecie. Nie obcierają, nie odparzają. Mogłam w nich chodzić całymi dniami i nic mi się nie działo.
Birkenstocki to nie tylko te jezusowe sandały i klapki. Mają też jeden fajny fason, który na prawdę wygląda zgrabnie nawet na wielkiej stopie. Takiej jaką ja mam. Poniżej ten fason który ja mam i mogę go polecić:
- klapki [ klik > ]
- japonki [ klik > ]
Poniżej pokażę Wam 2 stylizacje, które najlepiej sprawdziły mi się podczas wyjazdu do Maroko.
Sukienka (wiskoza) – bonprix.pl – cena 129 zł [ klik > ]
Kardigan (bawełna) – H&M – cena 79 zł [ klik > ]
Pasek (materiał dowolny) – na zdjęciu H&M [ klik > ] ja wyciągnęłam stary z szafy
Pierścionki etno – ja swoje kupiłam w H&M, ale już ich nie ma. Podobne znajdziecie w bonprix.pl [ klik > ]
Sukienka (bawełna) – bonprix.pl – cena 49 zł [ klik > ]
Plecak – Femi Stories – cena 79 zł [ klik > ] Ja mam wersję seledynową z kolekcji limitowanej z której sprzedaży pieniądze szły na pomoc zwierzętom.
Oprócz rzeczy powyżej jest jeszcze kilka innych ubrań, które musicie ze sobą zabrać do Maroko.
- Biała lniana koszula – będzie pasowała do wszystkiego. Założoną do sukienki można związać w pasie na węzeł. Także pasuje do wszystkiego.
- Długie spodnie z wiskozy lub lnu – będą pasowały i do miasta i na pustynię.
- Bawełniana jasna chusta. Idealnie przyda się do owinięcia głowy na pustyni oraz jako okrycie na chłodniejsze wieczory.
- Softshell – niby w Maroko jest gorąco, jednak jeśli planujecie wyprawę w góry Atlas lub na pustynię, to koniecznie zabierzcie z sobą softshell. Wieczorem, w nocy i nad ranem jest chłodno. Wystarczająco chłodno byście poczuli konieczność ubrania długich spodni i ciepłej bluzy.
- Okrycie głowy – może to być kapelusz lub czapka z daszkiem. Ja po Maroko zrezygnowałam z kapeluszy – jaki bym nie kupiła i tak wyglądam jak włóczykij. Jednak jakoś trzeba uchronić się przed udarem słonecznym.
Nie zapomnijcie też o balsamie do ciała. W Maroko jest tak sucho, że ciało i pięty wysychają od razu. Koniecznie musicie wziąć ze sobą jakiś krem lub chociaż wazelinę. Mi po kilku dniach pękła do krwi pięta.
Mam nadzieję, że w tym wpisie przekazałam Wam w pigułce wszystkie potrzebne informacje. Oby Wam się przydały!
Len jest super, od kilku lat dokupuję sobie ubrania lniane na lato, nawet tu w Polsce się sprawdzają. Fajnie, że wspomniałaś o wiskozie, będę musiał sprawdzić. A miałaś takie 50/50 len/bawełna? sprawdza się to, czy lepiej dołożyć i nie bawić się w półśrodki?
Wiesz co akurat jak robiłam zakupy to nie było rzeczy, które miały skład 50/50 bawełna z lnem (lub do nich nie dotarłam;)). Wiskoza jest fajna, bo zazwyczaj jest bardzo cienka. Jak takie stare babcine chusteczki 🙂 Jednak chętnie przetestuję w jakieś wakacje mieszankę bawełny z lnem 🙂
🙂
Jestem pod wielkim wrażeniem. Świetny artykuł.