Wszystko co mnie wkurza w Maroko

Maroko co trzeba wiedzieć

Niecały miesiąc temu wróciłam z ponad 2-tygodniowej podróży po Maroko. I zanim postanowicie także się tam wybrać, to musicie przeczytać ten wpis. Dzięki niemu poznacie wszystkie negatywne aspekty podróży po Maroko. Ponarzekajmy wspólnie 😉  

Planowanie podróży do Maroko zajęło mi trochę czasu. Naczytałam się o tym, że jako kobieta powinnam się odpowiednio ubierać. A że na każdym kroku będą chcieli nas oszukać. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale chyba będzie mi tak trudno.

Naszą podróż rozpoczęliśmy od wizyty w miejscowości Essaouira i to miasto było niebem, oazą spokoju patrząc na pozostałe nasze przygody.

kultura w Maroko
Widok na dachy mediny w Essaouira, Maroko

Bieda

Zacznijmy od początku. Pierwsze co rzuca się w oczy, to wszechogarniająca bieda. Tuż za pierwszymi murami Marakeszu ukazały nam się budy i lepianki w których mieszkają ludzie. Czasami zastanawiałam się jak ludzie mogą mieszkać w takich warunkach. Do tego dochodzi ogromna ilość śmieci na ulicach i poboczach. Plastik latający wszędzie.

Widok lepianek otoczonych śmieciami wstrząsnął mną na maxa. Pomimo przebywania w tym kraju przez ponad 2 tygodnie nie potrafiłam przyzwyczaić się do tego widoku. Mam wrażenie, że w Maroko każda osoba w jakiś sposób musi na siebie zarobić. Nikt nie patrzy jak bardzo jesteś koślawy, czy kulawy. Osoby na wózku inwalidzkim sprzedawały chusteczki higieniczne pod meczetem, by tylko coś zarobić

Uczucie wstrząśnięcia pogłębiło się jeszcze bardziej, gdy zobaczyłam kobiety piorące ubrania w rzece. Woda w niej była brązowa i nie przezroczysta.

egzotyczna przyroda w Maroko
Kapusta ozdobna w rabacie na terenie lotniska w Marakeszu

Mentalność ludzi w turystycznych miastach

Po wstępie pewnie myślicie „boże jacy są oni biedni”.  Generalnie w większości turystycznych miastach turysta jest postrzegany jak chodzący portfel. Na prawie wszystkich straganach nie ma cen przy produktach. Ciągle trzeba się pytać o cenę, negocjować. Ja akurat jestem dziwna i nie lubię się targować. Szkoda mi na to czasu i energii.

Oprowadzacze, Ci co noszą bagaże, pokazujący drogę – to są gagatki 😉 Gdy dojeżdżacie do jakiegoś centrum miasta taksówką, która nie może podrzucić was pod sam hotel, taksówkarz wkłada wasze torby na wóz jakiegoś faceta. Nikt się nie pyta, czy tego chcecie. Oczywiście po podjechaniu pod hotel musicie uiścić temu Panu opłatę za przywiezienie bagażu.

Chyba najśmieszniejszą naszą sytuacją była ta w Marakeszu. Jedziemy sobie taksówką przez jakieś mury. Jedne, drugie, trzecie i przy ostatnich mija nas na rowerze nastolatek. Zaaferowany rzuca rower gdziekolwiek i rusza biegiem za naszą taksówką. Ja sobie myślę WTF?!? Taxi staje, mówię do Kuby (mojego męża): idź pilnuj plecaków, bo zaraz nam je zabierze. Chłopak nie daje za wygraną. Do hotelu idzie obok nas. Dochodzimy do hotelu, zostawiamy go na progu, a ten w krzyk. Że nas zaprowadził, że nam pokazał drogę. Dajemy mu 10 piniążków (jakieś 4 zł). Ten krzyczy dalej. Wciskam mu kolejne 20 piniążków z wyrazem twarzy „idź stąd daleko, bo inaczej nogi z pupy powyrywam”.

Są też Ci, którzy starają się pokazać drogę. A na widok GPS przeklinają Cię na całą ulicę, bo nie dajesz im zarobić na swoim zagubieniu. I ci, którzy za pomoc w przejściu po kamieniach w rzece też chcą pieniądze. 

Przygoda w taxi

Nawet gdy pomyślicie, że przechytrzyliście system. Że zadbaliście o to, by kolejny raz nie stać się chodzącym portfelem, życie to weryfikuje. Przed wyjazdem do Maroko naczytaliśmy się różnych rzeczy o transportach pomiędzy miastami. Zarezerwowaliśmy sobie sprawdzoną taksówkę. Trasa Marakesz-Essaouira odbyła się bez żadnych przygód. Jednak to co się działo przez 3,5h drogi powrotnej zmęczyło mnie tak jak jakiś maraton.

Z właścicielem korporacji mieliśmy dogadany koszt kursu – 50 euro. Poinformowaliśmy go, że chcielibyśmy aby zawieźli nas do hoteli (2 różnych). Po zapakowaniu do środka ruszamy. Po chwili kierowca mówi, że zawiezie nas za 100 euro. My w szoku o co mu chodzi. Informujemy go, że dogadaliśmy się z właścicielem na 50 euro. Dopiero po kilku minutach jazdy i intensywnej dyskusji odpuszcza. Mija chwila i rozmowa schodzi na fakt, że informowaliśmy ich o zawiezieniu nas prosto do hotelu, a dokładnie 2 różnych. Taksówkarz znowu chce więcej kasy. I dyskusja na kolejne kilka minut. Rzuca 15 euro więcej. My mówimy, że 10. Po chwili kwita. Dojeżdżamy do pierwszego hotelu, wysadzamy kolegę, a kierowca znowu swoje. Chce kolejne 10 euro. Mam już dość. Widzę jak nastolatek porzuca rower i biegnie za naszym autem. Mówię do Kuby, aby nie pozwolił nastolatkowi zabrać nasze bagaże. Płacę 70 euro za kurs. 

Co nosić w Maroko - długa sukienka na plażę
Plaża w Essaouira, Maroko

Bez względu jak się ubierzesz i tak będą się gapić

Przed wyjazdem naczytałam się, że Maroko to kraj muzułmański. Niby nie ma nakazu okrywania się od stóp do głów, to i tak mile widziane jest gdy kobieta nie będzie świecić golizną. Nakupiłam odzieży w H&M i bonprix, takiej która będzie z jednej strony lekka, ale zakryje moje wdzięki. Powiem Wam, że i tak jakbyście się nie ubrały, to będą się na was gapić. Bo po prostu jesteście turystami. Koniec. Kropka.

Chcecie wiedzieć jak pewnego dnia zostałam Królową plaży? Tego dnia było gorąco, nie wiało. Byłam świeżo po zatruciu pokarmowym, więc siła na surfa szybko mi się wyczerpała. Było mi turbo gorąco i pojęłam decyzję o zdjęciu pianki chociaż do pasa. I się zaczęło. Niby plaża była prawie pusta, a jednak każdy locales na mnie gwizdał, świszczał i krzyczał „ej beach Lady”. Już więcej się nie rozebrałam na plaży.

wycieczki wielbłądem w Maroko
Wielbłąd na plaży w Essaouira, Maroko

Gówno, wszędzie gówno

Osoby śledzące mojego facebooka znają tę opowieść. Pewnego dnia gdy rozciągałam się na plaży po sesji surfingu, pogrążyłam się w dumaniu nad treścią następnego posta na FB. Podczas skłonów przeszły przede mną wielbłądy. Przy rozciąganiu rąk, konie przebiegły brzegiem oceanu. Myślę sobie – jak tu jest cudownie. Jak w romansie. Staję wyprostowana, rozglądam się i nagle zalewa mnie fala wody pełna końskiego gówna. Nie wiem co ratować: klapki, deskę czy torbę. Łapię torbę i uciekam. Deska z klapkami utonęły w gównie.

Tak jak wcześniej pisałam Maroko nie grzeszy czystością. Plaże przy mieście są czyste. Jednak już dalej znajdziecie wielbłądy wylegujące się na plaży. Spacerujące konie. W Essaouira na spocie piasek był wymieszany z kupami w stosunku 50/50. W innych miejscach plaże są całe w śmieciach (są tutaj popularne patyczki do uszu, buty, jogurty itd).

Już nawet po powrocie do Polski nadal zastanawiam się nad jedną kwestią, czy kąpiące się w ocenie konie srają do wody? Bo jeśli tak, to już się nie dziwię, że dopadła mnie klątwa faraona po zadławieniu się taką wodą.

To chyba wszystko co mnie wkurza w Maroko. Jednak to nie znaczy, że mi się nie podobało i nigdy bym tam nie wróciła. Miejsce to jest tak piękne, że warto jest czasem zacisnąć zęby, by doświadczyć wszystkich miłych stron Maroko. Już niedługo i o tym wam opowiem.