Barcelona jakże leżąca nad morze port musi mieć. La Barceloneta, czyli mała Barcelona.
W przewodniku wyczytałam, że “Barcelona odwróciła się tyłem do morza”, bo jeden z murów przebiegał tuż przy porcie. A większość miast portowych miało centrum właśnie w porcie. Nic dziwnego skoro było to źródło jedzenia i zarobku mieszkańców.
Tak na prawdę, to całe zachodnie wybrzeże zajmują porty.
Jednym z najpopularniejszych jest Port Vell. Można przypuszczać, że to właśnie tutaj przybywały stare statki, które potem odkrywały zamorskie kolonie Hiszpanii. Tuż przy nim znajdują się zabytkowe zabudowania, w których kiedyś można było kupić świeże owoce morza. Teraz zajmuje je katalońskie muzeum historyczne. A na zewnątrz możecie zjeść w restauracji lub posiedzieć i poobserwować przechodniów spacerujących po Passeig de Joan de Borbo.
!Ciekawostka!
Spacerując po Passeig de Joan de Borbo możecie pooglądać jak żyją bogaci Hiszpanie. To właśnie w Port Vell zacumowane są największe, luksusowe łodzie. Sama patrząc na ich wielkość, zastanawiałam się ile musiałabym zarabiać, aby sobie taki kupić. Możecie też tam trafić na wystawę luksusowych samochodów w tym porcie.
A jeśli znajdziecie jakikolwiek stragan-koc z pamiątkami – nic tam nie kupujcie. Na terenie deptaku jest zakaz sprzedaży z dzikich stoisk. Kary są przewidziane nawet dla Klientów – 50 euro jeśli przyłapią Was na zakupach.
Stare uliczki Barcelonetty kiedyś dudniły portowym życiem. Teraz wypełnione są rybne restauracje. A wśród nich jedna wyjątkowa. Pełna prawdziwych Hiszpanów – La Xampaneria Can Paixano (La Xampanyeria). Możecie się tutaj napić Cavy już o 11 rano (to taki rodzaj wina musującego) i zjeść bułę ze smażonym kurczakiem. Czyli znajdziecie tutaj typowe przekąski biednych rybaków.
Idąc dalej w kierunku La Rambli przejdziecie obok barcelońskiego akwarium. Akurat nie odwiedziłam go – pogoda była tak piękna, że wolałam przejść się nadmorskim deptakiem i dalej w kierunku centrum.
Momentem kulminacyjnym spaceru był pomnik Kolumba i otaczającego go stada lwów.